piątek, 12 lipca 2013

#004 "Miłość jest dziwna"



 Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=wiwK5JcQbtM
 
    Phoebe szła przez ciemny, gęsty las. Dokądś zmierzała. W pewnej chwili coś złapało ją za ramię. Odwróciła się gwałtownie, a krzyk uwiązł jej w gardle. Stała przed nią jej matka z podłużnym i błyszczącym tasakiem. Phoebe nie rozumiała co się dzieje. Usłyszała za sobą szelest, jak gdyby ktoś po cichu przedzierał się przez krzaki. Ostrożnie się odwróciła, jednak nikogo tam nie było.
Matka mamrotała coś pod nosem, przypominało to jednak starodawną pieśń, nie słowa.
Zmierzała w kierunku wystraszonej Phoebe. Dziewczyna zaczęła uciekać. Przedzierała się przez gęstą roślinność. Co chwila odwracała się, aby obliczyć swe i tak już marne szanse na ucieczkę. Upadła.
Matka podeszła do niej, wymówiła słowa "sprawiedliwości stanie się zadość" i wymierzyła w nią jeden, trafny cios tasakiem.

Phoebe zbudziła się z krzykiem. Nic nie rozumiała. Nad nią stał jej brat, Christian.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała.
- W domku letniskowym babci - uśmiechnął się. - Pamiętasz jak spędzaliśmy tu całe wakacje?
Phoebe odwzajemniła uśmiech. Doskonale pamiętała. Kiedy w szkole otrzymywała świadectwo, od razu biegła do rodziców, aby pozwolili jej jechać do babci, do małej wsi Almaha.
Spojrzała się na Christiana. Miała łzy w oczach. On również bacznie się jej przyglądał.
- Chciałabym wiedzieć...
- Ale co? - uśmiechnął się.
- Masz mi tyle rzeczy do wyjaśnienia... - ciągnęła. - Chciałabym poznać chociaż połowę z nich.
- Nie mogę ci o tym powiedzieć, wszystko może ci zaszkodzić - mruknął.
- Zaszkodzić? Christian, chcę znać prawdę! - krzyknęła.
- Dobra. - odpuścił. - Tego dnia kiedy zginął ojciec, byłem z nim. W pewnej chwili poczułem benzynę. Wybiegłem przed garaż, aby sprawdzić co się dzieje - tu zrobił krótką przerwę. - Kiedy się obejrzałem zauważyłem matkę i jej przyjaciela, obecnego męża. To oni podpalili garaż. To oni zabili tatę. - zamknął oczy. - Musiałem uciekać, oni... Nie wiedzieli, że ja wiem. Aż do teraz.
- Ale po co? - Phoebe nie potrafiła zrozumieć o co chodzi. - Po co mieliby to robić?
- Phoe, ja wiem co oni ci robili. Wiem co robili ci po śmierci ojca - spojrzał na nią. - Jedynym sposobem na spokojne znęcanie się nad nami było zabicie taty. On by na to nigdy nie pozwolił. Wiem co przeżywałaś, mnie robili to samo... - spuścił głowę.
- Oni... Nic... - jąkała się Phoebe.
- Nie mów, nie musisz. - szepnął.
- Ale oni naprawdę nic... nic mi nie... nie robili - powiedziała przez łzy, które zalewały jej twarz.
- Cii - uciszył ją.
- Robili to każdego wieczora - załkała nagle. - Przychodzili do mnie do pokoju, bili mnie, kopali, szarpali... - zaczęła płakać. - Starałam się o tym nie myśleć, i udawało się. Spychałam te wspomnienia jak najdalej... Ale ja tak dłużej nie potrafię - zaszlochała.
Christian usiadł tuż obok Phoebe. Przez chwilę patrzył się na nią z litością, nie bardzo wiedząc co powinien teraz zrobić. Po dłuższej chwili namysłu przytulił ją mocno i szepnął "Będzie dobrze".

                                                                             ***

    Axa siedziała skulona na parapecie. Od kilku minut patrzyła się w jedno miejsce. Zastanawiała się nad SMS'em, którego dostała od Phoebe jakieś dziesięć minut temu. "Wszystko u mnie w porządku. Nie martwcie się o mnie. Nieprędko wrócę, muszę odpocząć. Buziaki, Phoe xx".
Wszystkie go dostały.
- Axa, schodź na dół, będą tu za minutkę! - w kuchni rozległ się głos pana Woods'a, taty Axy.
- Już idę! - krzyknęła.
Państwo Woods mieli w zwyczaju gościć wszystkich nowych sąsiadów, tak było też i tym razem.
Axa nie miała ochoty spędzić całego dnia na pogaduszkach z osobami w wieku jej rodziców. Najchętniej położyłaby się do łóżka i przespała tę durną szopkę. Poprawiła makijaż, uczesała włosy i zeszła na dół.
Axa stanęła u boku mamy. W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Pan Woods otworzył drzwi. Jako pierwsza do środka weszła niewysoka, lekko zaokrąglona blondynka. Zaraz za nią kroczył jej siwy mąż. Wysoki, szczupły, miły z twarzy. Axa westchnęła. Nagle do domu wszedł jeszcze ktoś.
Był to wysoki chłopak z głębokimi oczami koloru karmelowego. Miał pełne, różowe usta. Włosy w typowym dla chłopców nieładzie wyglądały u niego fantastycznie. Ubrany był w luźną koszulę w kratę i dżinsy. Przywitał się z panią i panem Woods po czym podszedł do Axy.
- Cześć, jestem Finn - uśmiechnął się słodko.
- Axa - odwzajemniła uśmiech. - Fajnie, że jest tu ktoś w moim wieku.
- Jeśli mam być szczery to w ogóle nie chciało mi się tu przychodzić - spojrzał na Axę 'spod byka'. - Jednak dzięki tobie może nie będzie tu tak do końca źle - puścił jej oko po czym usiadł do stołu.
- Miałam powiedzieć to samo - szepnęła Axa.

Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=Onic5GfykKM


    Po obiedzie wszyscy zajęli się dyskusjami o polityce, dzieciach, pracy i innych mało interesujących rzeczach. Finn spoglądał na Axę znudzony. Ta spojrzała na niego, a ich spojrzenia spotkały się ze sobą i obydwoje poczuli się niezręcznie.
Axa podziękowała po czym odeszła od stołu. Ostatni raz spojrzała na Finn'a, który teraz bacznie ją obserwował. Odwróciła się i utonęła w jego oczach. Finn uśmiechnął się uwodzicielsko, po czym również podziękował i odszedł od stołu w kierunku Axy.
Weszli do salonu. Axa usiadła na kanapie, wzięła do ręki pilota i włączyła kanał muzyczny.
Finn przez chwilę uśmiechał się jak gdyby sam do siebie. Z telewizora popłynęła wolna piosenka. Finn wstał i podał Axie rękę.
- Zatańczysz?
- Ależ oczywiście - zachichotała Axa.
Chłopak złapał ją w talli i przyciągnął do siebie. Nie opierała się, podobało jej się to. Nie potrafiła mu się oprzeć. Jego zapach był słodki, a za razem męski. Axa odpłynęła. Wtuliła się w niego jak małe dziecko.
Finn przez chwilę zastanawiał się nad czymś, po czym spojrzał Axie w oczy. Oblizał usta ze zdenerwowania.
Axa poczuła się niezręcznie. Nie wiedziała bowiem jak powinna się zachować. Chłopak patrzył na jej oczy, usta, nos i prdbródek, jakby próbował zapamiętać każdy szczegół jej twarzy.
Wydawał się jednak smutny i zamyślony. Nagle jego oczy zrobiły się szklane, chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Niewiele myśląć Axa delikatnie musnęła jego usta swoimi. Uśmiechnęli się. Finn położył rękę na policzku Axy. Drugą ręką podniósł jej podbródek tak, aby patrzyła się mu w oczy.
- Nie znam cię prawie w ogóle - szepnął. - Ale wydaje mi się, jakbym znał cię całe życie - dokończył po czym ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Po kilkudziesięciu sekundach oderwali się od siebie zdyszani. Axa objęła chłopaka najmocniej jak potrafiła, on gładził jej włosy.
- Miłość jest dziwna - wyszeptał Axa.
- O tak - przytaknął. - Bardzo dziwna.

________________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał :). Postanowiłam wprowadzić wątek miłosny. Wiem, że relacje między Finnem a Axą potoczyły się szybko, a nawet za szybko, ale cytując Axę "miłość jest dziwna". Tak samo postanowiłam, że w każdym rozdziale będę dodawała również muzykę, którą możecie słuchać podczas czytania. Myślę, że pomysł fajny. Dzięki Wam za te 4 komentarze, które dostałam pod ostatnim rozdziałem. Niby to mało, ale na początku zapowiadało się, że nie dacie mi ani jednego.
Następny rozdział pojawi się znacznie szybciej niż ten. Możecie się go spodziewać już od poniedziałku.
Pozdrawiam xx

                             CZYTASZ? SKOMENTUJ I WYRAŹ SWĄ OPINIĘ! <3


środa, 1 maja 2013

#003 "Pozory czasem mylą"



    W sobotę rano Phoebe obudziła się z potwornym bólem głowy. Spojrzała na komórkę.
Była godzina 12.40, a ona miała dwadzieścia trzy nieodebrane połączenia od Daphne, Axy i mamy.
Miała także dwa połączenia nieodebrane od numeru zastrzeżonego.
Kątem oka spoglądała na okno. Coś w ciemnym ubraniu poruszało się po jej ogrodzie, a ponieważ padał deszcz Phoebe nie potrafiła zidentyfikować tej osoby.
Wstała, rozejżała się po zielonym pokoju z czarnymi kwiatami namalowanymi przy oknie, po czym coś do niej dotarło. Jej pokój był ciemno fioletowy, a ona, ze swojego okna nigdy nie widziała ogrodu, bo mieszkała na poddaszu...
Ktoś lekko uchylił drzwi, a do pokoju wszedł...
- O Boże. - szepnęła Phoebe.
   
                                                                       ***

    Wszystko zaczęło się rano, około godziny ósmej. Daphne właśnie oglądała ostatni odcinek mega show, w którym uczestnicy dostawali banalne, jednak bardzo podchwytliwe pytania. Jeśli nie odpowiedzieli na nie poprawnie w ciągu dwudziestu sekund czekała na nich okropna kara. Daphne szeroko otworzyła oczy, gdy jej ulubiony uczestnik Travis nie odpowiedział na pytanie. Pokiwała głową zniesmaczona.
Wtem przypomniało jej się o Phoebe. Chyba jako dobra przyjaciółka powinna ją teraz odwiedzić.
    Pół godziny później stała już pod domem Phoebe, jednak nikt nie otwierał. Pociągnęła za klamkę i  zdziwiona zdała sobie sprawę z tego, że drzwi są otwarte. Weszła na przedpokój, jednak nikogo tam nie zastała. Na przywitanie wyszedł jej tylko stary kot państwa Dearmen, Lou.
Weszła pod schodach na górę. Czuła się jak włamywacz, który podczas nieobecności domowników próbuje znaleźć, bądź ukraść coś bardzo cennego.
Drzwi do pokoju Phoebe były otwarte na oścież. Daphne włożyła głowę do pokoju, robiąc przy tym głupią minę, która zawsze śmieszyła Phoebe. Jednak w pokoju nikogo nie było.
Zdezorientowana zaczęła rozglądać się pod domu, z nadzieją, że pomyliła mieszkania.
    Wtem ni stąd ni zowąd przed nią wyrosła pani Dearmen.
Rozwścieczona żuciała Daphne gniewne spojrzenie. Daphne poczuła skurcz żołądka.
- Wynoś się stąd. - krzyknęła.
- Słucham?
- Nie będę powtarzała więcej. Wynoś się! - krzyknęła jeszcze bardziej zdenerwowana.
Daphne jeszcze kilka sekund spoglądała na panią Dearmen z wielkimi oczami. Po czym zbiegła po schodach potykając się kilkanaście razy.
Wybiegła przed dom dysząc jak jej dziadek po porannej dawce joggingu. Poczuła na sobie czyjś wzrok.
Odwróciła się, próbując nie stracić równowagi. Pani Dearmen spoglądała na nią przez okno. Daphne zrobiła dziwną minę i zadzwoniła do przyjaciółek.
     Rea jako pierwsza zjawiła się na spotkaniu zwołanym przez Daphne pod szkołą. Kolejna przyszła Axa, a na końcu Daphne. Daphne podeszła do przyjaciółek cały czas zszokowana wydarzeniami, które miały miejsce w domu pańtwa Dearmen.
Zaczęła opowiadać przyjaciółką dlaczego kazała im tu przyjechać. Wszystkie słuchały w zamyśleniu.
Milczały.
Axa wsadziła sobie do ust kosmyk włosów. Rea rysowała butem koła na piasku, a Daphne zawzięcie gestykulowała rękoma.
- Daphne... - przerwała jej Rea. - Może, źle zrozumiałaś panią Dearmen?
- No właśnie. - wtrąciła się Axa. - Pani Dearmen jest z reguły miłą osobą.
- Co z tego?! - krzyknęła Daphne. - Ona mnie tam o mało nie zabiła! Dziewczyny, po czyjej wy jesteście stronie?
Zamilkły. Daphne spoglądała to na jedną, to na drugą nie mogąc złapać oddechu.
- To jednak nie jest nasz najgoszy problem... - kontynuowała. - Przecież Phoebe... nie ma jej. Z n o w u  - przełknęła ślinę.
Tak... Phoebe nie było. Znowu. A co by było gdyby ktoś zrobił jej krzywdę? Ktoś, komu ufała najbardziej na świecie. Komu powierzała każdy swój sekret. Ktoś kogo dobrze znała. No cóż... Widocznie nie znała go na tyle dobrze...
                                                  

                                                                      ***

Phoebe patrzyła na wysokiego mężczyznę z lekkim zarostem na twarzy. Miał wysokie kości policzkowe i zielone oczy, a jego ciemne loki opadały swobodnie na twarz. Patrzyła na kogoś, kto pięc lat temu zginął w pożarze razem z jej ojcem. Patrzyła na kogoś, kogo grób odwiedzała w każdy weekend.
Mężczyzna siedział na starym fotelu obitym dziwnym, brązowym materiałem. Patrzył na Phoebe tak, jak patrzy się na zdjęcia zaginionych dzieci, pokazywane pod koniec wiadomości.
Ze współczuciem, ale... sztucznym.
- Cześć - Powiedział jak gdyby nigdy nic. Phoebe milczała. Nie mogła wydobyć z siebie
ani jednego słowa. - Tak, tak... Wiem. "Hej, Christian, przecież ty nie żyjesz". A widzisz. Jednak pozory czasem mylą. Nie? - uśmiechnął się diabolicznie.
Phoebe obejrzała się za siebie. Była przykuta do łóżka metalowym łańcuchem. Odruchowo szarpnęła go, próbując zwrócić na siebie uwagę Chri... trupa. W Phoebe zbierał się gniew. Ona co noc wylewała z siebie litry łez, a on siedział tu teraz jak gby nigdy nic.
- To na czyim ja byłam pogrzebie?! - krzyknęła. - Jakim cudem ty przeżyłeś ten pożar?
Dziewiętnastego lipca, gdy Phoebe miała trzynaście lat, jej bart Christian pomagał ojcu naprawić stare auto.
I stało się... K t o ś podpalił garaż, w którym pracowali, a ponieważ policja nie znalazła żadnych śladów podpalacza, nigdy nie wyjaśniono kto i dlaczego podpalił garaż.
Christian umarł na miejscu, a pan Dearmen w szpitalu.
Jednak chyba historia Christiana potoczyła się troszeczkę inaczej...
- Phoe, spokojnie. Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? - kiwał głową. - Oni cię nie skrzywdzą.
- Jacy o n i ? - powiedziała zdezorientowana.
- Dowiesz się w swoim czasie. - wziął do ręki zielony kubek z kawą. - A teraz, musimy uciekać. Oni wkrótce nas znajdą. - Christian odpiął łańcuchy od łóżka i objął Phoebe w talii próbując wziąć ją na ręce.
- Puść mnie kretynie! - wrzeszczała Phoebe. - Ty jesteś nienormalny!
- Może. - powiedział i pewnym krokiem kroczył w stronę drzwi mocno trzymając Phoebe na rękach.

_______________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał.
Długo musiałam walczyć o kilka komentarzy jak i obserwatorów.
To trochę smutne, że pomimo mojej pracy wkładanej w każdy rozdział, muszę Was błagać o komnetarze.
Dziwnie się czuję robiąc tak. Do następnego rozdziału!

                                   CZYTASZ? SKOMENTUJ I WYRAŹ SWĄ OPINIĘ! <3


wtorek, 22 stycznia 2013

#002 Czy te oczy mogą kłamać? No jasne, że tak.

   W niedzielę późnym popołudniem Axa Woods szykowała się na bardzo ważną uroczystość.
Albowiem organizowany był bal na cześć wszystkich licealistów.
Nie mogło tam rzecz jasna zabraknąć jej i jej wspaniałych przyjaciółek.
Ubrana w czarną, skórzaną kurteczkę sięgającą do talii i jedwabną sukienkę od Chanel Axa wyszła z domu.
Przyjęcie organizowane było w szkole. W n o w e j szkole. W liceum.
   Gdy dotarła na miejsce, pierwsze co przywitał ją przystojny brunet, trochę wyższy od niej Justin Moor, organizator imprezy. Przy barze zauważyła samotną Phoebe. Przez dłuższy czas patrzyła się na barmankę, upijając przy tym duży łyk wódki z colą.
Gdy zobaczyła Axę, zaśmiała się gorzko. Widocznie była już pijana.
Axa podeszła do niej z troską i zabrała kieliszek z wódką. Ta spojrzała się na nią z obrzydzeniem wypisanym na twarzy.
- Zachowujesz się jak moja matka. - parsknęła Phoebe.
- A ty jak głupia gimnazjalistka, która pierwszy raz widzi na oczy alkohol. - odparsknęła Axa.
Przez dłuższy czas patrzyły się sobie w oczy. W pewnej chwili ktoś złapał Axę za ramię. Ta odwróciła się gwałtownie, o mało nie tracąc przy tym równowagi. Za nią stała Rea Mitchel, jej najlepsza przyjaciółka ze swoim chłopakiem Shonem Teddy'm. Rea uściskała Axę szepcząc jej coś na ucho. Jednak nawet ona nie do końca zrozumiała o co chodzi. Axa zrobiła głupią minę mówiącą: "Co ty tam pieprzysz dziewczyno?"
Rea westchnęła teatralnie.
- Mówię "chodź na parkiet!" - próbowała przekrzyczeć muzykę. - Chyba nie będziesz tu tak stała?!
- Nie... Chyba nie, ale Phoebe...
- Ja tu zostane. - wybełkotała Phoebe.
Rea pociągnęła za sobą Shona i Axę. Po chwili cała trójka robiła śmieszne wygibasy na parkiecie zapominając o wszystkim innym.

                                                                         ***
- Dzwoniłaś do Daphne? - spytała Rea. - Wogóle zamierza przyjść?
- Tak. - odpowiedziała Axa po długiej chwili milczenia. - Miała coś tam jeszcze załatwić. Nie mówiła co.
- Co zamierzacie robić po imprezie? - do rozmowy włączył się Shon. Dziewczyny spojrzały się na niego tak, jakby odezwanie się do nich, było karalne.
- A co? Chciałbyś nas gdzieś zabrać? - uśmiechnęła się Axa.
- Możliwe. - Shon odwzajemnił uśmiech.
- Jaki ty jesteś słodki. - zażartowała.
- Mogę być jeszcze słodszy, jeśli chcesz.
Rea patrzyła na nich spod byka. Czy jej chłopak właśnie flirtował z jej przyjaciółką?
- Axa, idę po wodę, przynieść ci coś? - zapytała Rea.
- Nie, dzięki. - uśmiechnęła się.
Nagle światło na sali zgasło. Kilka dziewczyn z gimnazjum, które nie wiadomym sposobem dostały się na imprezę, pisnęło. Chłopcy korzystając z okazji, próbowali zdejmować dziewczyną staniki.
- Gdzie jest Phoebe? - zapytała drżącym głosem Daphne, która ni stąd ni zowąd dołączyła do Axy, Rei
i Shona.
- Była przy barze...- Rea przełknęła ślinę - ...sama i pijana.
W pewnym momencie zaczęły zapalać się lampiony, których nikt wcześniej nie zauważył.
Wszyscy wydali zbiorowy okrzyk zachwytu. Axa złapała Daphne za rękę.
- Musimy ją znaleźć i to szybko.
Shon podrapał się po brodzie. Spojrzał się na Ree i jak zwykle urzekał swymi ślicznymi oczami.
- Skarbie, ja zostanę. Zamówię dla nas jakiś kawałek u didżeja. - Zrobił maślane oczy.
- Dobrze. - Rea namiętnie pocałowała go w usta. - Kocham cię.

                                                                        ***
- Czemu ona cały czas się gubi? - jęknęła Rea.
Właśnie dziewiąty raz przechodzili obok baru, przy którym wcześniej siedziała ich non stop gubiąca się koleżanka. Podłoga cicho skrzypiała co oznaczało, że budynek nie jest najmłodszy.
Ktoś rozlał na podłogę czerwony napój. A może to była krew?
- Hej, wy! - krzyknęła jakaś blondynka z plakietką z imieniem Cessy. Daphne spojrzała się na dziewczynę. - Tak, wy. - uśmiechnęła się. - Szukacie może wysokiej szatynki?
- Tak! - krzyknęły Axa i Daphne.
Cessy wskazała palcem na damską toaletę.
- Po tak dużej dawce alkoholu, zachciało jej się wymiotować. - wytłumaczyła.
Dziewczyny podziękowały za pomoc i pobiegły w stronę łazienki.
Zajżały do każdej kabiny, jednak Phoebe nie było w żadnej z nich.
- No i co robimy? - szepnęła Rea.
- Poczekajcie... Może zadzwonię do jej mamy.- zaproponowała Daphne. - Może Phoebe źle się czuła
i wróciła do domu...
Daphne wyszła z łazienki, po czym wróciła uśmiechnięta.
- Tak jak mówiłam. - cieszyła się. - Phoebe bolała głowa. Jest w domu. Możemy wracać i się bawić.

                                                                        ***

- Gdzie jest Shon? Teraz ten się będzie gubił? - syknęła Rea.
- Widziałam jak szedł do magazynu. Myślałam, że wódka się skończyła, a on z dobrego serce po nią poszedł. - zachichotała Axa.
 - Chodź, sprawdzimy to. - zaproponowała Daphne.
Przeszły przez trzy wąskie korytarze. Ostatni z nich prowadził do magazynu.
Rea popchnęła lekko uchylone drzwi. Przeszły przez kolejny korytarz i jeszcze jeden.
Usłyszały ciche męskie głosy. Przez chwilę nasłuchiwały. Shon.
Rea poszła dalej. Daphne szła kilka kroków za nią. Zobaczyły kolejne drzwi.
Daphne przystawiła do nich ucho. Usłyszała ciche pomruki i westchnięcia.
Rea szarpnęła klamkę. Zobaczyła Shona bez koszulki, na nim siedział jakiś blondyn w samych majtkach.
Shon odskoczył od chłopaka. Zaczerwienił się.
- Co to ma znaczyć?! - wrzasnęła Rea. - Zdradzasz mnie? Z... - Rea pokazała palcem na wystraszonego blondyna skulonego w koncie. - Z nim?!
- Rea, to nie tak jak myślisz. - tłumaczył się Shon. - Ja tylko...
- Zamknij się. - krzyknęła i wybiegła z łzami w oczach. - Pieprzony... Pieprzony gej! - żuciła na odchodne.

________________________________________________________________________________

Kolejny rozdział! Bardzo Wam dziękuję, za wszystkie komentarze. Jestem Wam ogromnie wdzięczna!
Nawet nie wiecie, jak to mnie motywuje do pisania kolejnych rozdziałów. Trzymajcie tak dalej! : *
P.S Ten rozdział miał się pojawić gdy będzie 5 obserwatorów, ale co tam. : )
Życzę miłego wieczoru. : D
P.S 2 : Kolejny rozdział pojawi się gdy pod tym postem będzie +10 komentarzy i przybędzie chociaż jeden obserwator.
Pozdrawiam!


CZYTASZ? SKOMENTUJ I WYRAŹ SWĄ OPINIĘ! <3

środa, 16 stycznia 2013

#001 Amnezja




                                       
   Cała historia rozpoczyna się latem tego roku, podczas wakacji na działce Rei.
Miało to być zwykłe lato, takie jak wszystkie inne.
Miało być tak cudownie...
- Nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego! - zachwycała się Axa wpatrując się w zachód słońca nad zatoką Manyville.
- A twojego "chłopaka"? - spytała ironicznie Phoebe po czym wszystkie cztery zachichotały.
Axa od roku podkochiwała się w Derecku Hannigtonie, chłopaku z drugiej klasy.
Po wakacjach, wszystkie cztery miały zostawić za sobą dziecięce lata podstawówki i gimnazjum.
Miały wejść do świata dorosłych. Do liceum. Wszystkie ogarniała duma na samą myśl o tym.
Przecież to było coś wyjątkowego. Coś, co zdarza się tylko raz w życiu.
   Jeszcze przed podwieczorkiem dziewczyny postanowiły wybrać się na jagody. Przy końcu sadu, łączył się on z lasem. Mama Rei, kazała im wrócić gdy zacznie się ściemnać.
Uzbrojone w cztery duże, wiklinowe koszyczki ruszyły do sadu. Po dwóch godzinach uznały, że nazbierały już wystarczająco dużo jagód. Powoli zaczęły się zbierać.
Phoebe siedziała na pniu wielkiego starego drzewa. Przyjaciółki przyglądały się jej z niepokojem.
Była smutna, wręcz wystraszona. Wpatrywała się w stronę lasu, jakby zobaczyła ducha.
W pewnej chwili zdała sobie sprawę z tego, że wszystkie trzy wpatrują się w nią. Chrząknęła.
- Zostawiłam okulary przeciwsłoneczne przy jednym z krzewów. - wytłumaczyła. Wrócę po nie i zaraz do was dołączę. Wstała i pewnym krokiem ruszyła przed siebie nie oglądając się do tyłu.
Przyjaciółki wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
- Mamy ty czekać?! - krzyknęła Rea. Zabrzmiało to tak, jakby zaraz miała się popłakać.
- Nie. - Phoebe odwróciła się na pięcie. - Idźcie do domu. Przecież nic mi się nie stanie. - uśmiechnęła się po czym zniknęła w gąszczu drzew.

                                                                          ***

   Pod domkiem działkowym państwa Mitchel zamigotały syreny policyjne. Krzątali się tam policjanci przesłuchujący domowników. Axa, Rea i Daphne stały na werandzie. Axa cichutko płakała, Rea obgryzała paznokcie, które i tak już dawno obgryzione były do krwi, a Daphne jako jedyna starała się nie stracić w tym wszystkim głowy.
- A jeśli ona już nie wróci? - szepnęła Axa.
Daphne zamrugała.
- Przestań! - skarciła przyjaciółkę. - Jak możesz tak mówić?!
- A jeśli ona ma rację, Daph, co wtedy? - wtrąciła się Rea.
- Phoebe zaraz się znajdzie. C a ł a  i  z d r o w a! - wrzasnęła Daphne.
W tej samej chwili pod dom podjechał czarny Land Rover. Wysiadła z niego smukła blondynka w za ciasnej bluzce i równie ciasnej spódnicy. W ręce trzymała mikrofon. Za nią wolnym krokiem szedł mały, garbaty mężczyzna i bujnych, czarnych lokach.
Podeszli do mamy Rei. Ona zawzięcie gestykulowała. Pewnie coś im objaśniała.
- Na miłoć Boską! - krzyknęła. - Wynoście sie stąd! To nie jest żadna sensacja tylko tragedia! Słyszycie?! T R A G E D I A!
Wiecznie spokojna okolica wyglądała teraz jak mrowisko. Wszędzie ktoś się krzątał, coś mówił, coś robił.
Ktoś rozmawiał przez telefon, ktoś przeprowadzał wywiady.
Jeden. Wielki. Tłok.
W tej samej chwili zabrzęczała komórka pana Mitchel. Odebrał nie licząc na nic specjalnego.
Nagle na jego twarzy pojawił się niezidentyfikowany grymas, który później zamienił się w wyraz ulgi, ta z kolei zamieniła się w jeden z najpiękniejszych uśmiechów pod słońcem.
- Znaleźli ją! Żyje! Jest w szpitalu! Jedziemy! - krzyczał.
Dziewczęta jak na hura wpakowały się do niebieskiej Toyoty pana Mitchel.
Jechali przez długie, kręte drogi, aż wszystkim ukazał się ogromny żółty budynek. Szpital.
                                                                   
                                                                           ***

   Pół godziny później wszystkie czuwały nad przyjaciółką. Phoebe spała.
Na twarzy miała zadrapanie, ręce poowijane były w bandaże, a na nodze widniał gips.
Ten widok był odrażający. Zawsze wesoła i pełna życia Phoebe, teraz leżała tu jak ubezwłasnowolniona, porcelanowa laleczka. Axa i Rea poszły po kawę. Przecież będą tutaj całą noc.
Daphne została sama z Phoebe. Nagle ta obudziła się.
-Daph! - Phoebe mocno objęła przyjaciółkę.
- Boże, Phoebe! Tak się o ciebie martwiliśmy! Co się z tobą działo? Zabłądziłaś?
Phoebe spuściła wzrok. Przyglądała się podłodze starannie wyłożonej brązowym linoleum.
- Ja... Yyy... - jąkała się.
- Phoebe czy ty... Czy ty tego nie pamiętasz?! - szepnęła przerażona Daphne.
Phoebe spojrzała na przyjaciółkę nieprzytomnym wzrokiem. Zaczęła zdrapywać sobie koralowy lakier z edycji limitowanej z kciuka. Przygryzła wargę.
- Nie. - odszepnęła. - Nic nie pamiętam.

________________________________________________________________________________

Mam ogromną nadzieję, ze ten rozdział Wam się spodobał. Dodałam go po to, aby było troszkę większe zainteresowanie moim bloogiem. Kolejny rozdział dodam gdy będzie +5 obserwatorów i +5 komentarzy.
Także... Do następnego rozdziału! :*

                                 CZYTASZ? SKOMENTUJ I WYRAŹ SWĄ OPINIĘ! <3


PROLOG

Daphne Thiningtton zawsze wydawała się nieobecna i jakaś inna.
Była prymuską klasową cztery lata z rzędu.
Miała nienaruszoną frekwencję.
Pod każdym względem była idealna.
Ale dopiero teraz, dwa dni przed wyjazdem na działkę jej przyjaciółki odkryła, że ma w sobie dwie zupełnie różne osoby.
- Daphne, prosze cię! Posłuchaj mnie choć raz! - krzyczała pierwsza.
- A czemu nie mogłaby posłuchać choć raz mnie!? - broniła się druga. - Skąd wiesz, że stanie się coś złego?
- Poprostu to czuję!
- Zamknij się panikaro! - krzyknęła. - A ty Daph, lepiej trzymaj się mnie.
- Daphne, nie rób tego! Nie jedź tam!
- Dobrze, że ona i tak słucha się mnie, a nie ciebie.
Taka była prawda.
Słuchała się jej. Niestety...

wtorek, 15 stycznia 2013

Zapowiedź.

Co byś zrobił, gdyby nagle wszystko runęło?
Gdyby ktoś nagle zabrał Ci wszystko?
W niewyjaśnionych okolicznościach,
stało by się coś strasznego?
Poczuł byś ból,
gniew,
ulgę?
To zależy, komu zadamy to pytanie...

Bloog ten, opowiada historię czterech najlepszych przyjaciółek, które gotowe było oddać za siebie życie.
Gotowe były ponieść karę, za drugą. Gotowe były ponieść wszelkie konsekwencje głupoty drugiej.
Jednak jak silna i trwała okaże się przyjaźń dziewczyn w obliczu prawdziwej tragedii?
Wzruszająca opowieść, pełna przyjaźni, wiary, miłości i nienawiści.
Jesteś gotowy na prawdziwą jazdę bez trzymanki? ...