środa, 1 maja 2013

#003 "Pozory czasem mylą"



    W sobotę rano Phoebe obudziła się z potwornym bólem głowy. Spojrzała na komórkę.
Była godzina 12.40, a ona miała dwadzieścia trzy nieodebrane połączenia od Daphne, Axy i mamy.
Miała także dwa połączenia nieodebrane od numeru zastrzeżonego.
Kątem oka spoglądała na okno. Coś w ciemnym ubraniu poruszało się po jej ogrodzie, a ponieważ padał deszcz Phoebe nie potrafiła zidentyfikować tej osoby.
Wstała, rozejżała się po zielonym pokoju z czarnymi kwiatami namalowanymi przy oknie, po czym coś do niej dotarło. Jej pokój był ciemno fioletowy, a ona, ze swojego okna nigdy nie widziała ogrodu, bo mieszkała na poddaszu...
Ktoś lekko uchylił drzwi, a do pokoju wszedł...
- O Boże. - szepnęła Phoebe.
   
                                                                       ***

    Wszystko zaczęło się rano, około godziny ósmej. Daphne właśnie oglądała ostatni odcinek mega show, w którym uczestnicy dostawali banalne, jednak bardzo podchwytliwe pytania. Jeśli nie odpowiedzieli na nie poprawnie w ciągu dwudziestu sekund czekała na nich okropna kara. Daphne szeroko otworzyła oczy, gdy jej ulubiony uczestnik Travis nie odpowiedział na pytanie. Pokiwała głową zniesmaczona.
Wtem przypomniało jej się o Phoebe. Chyba jako dobra przyjaciółka powinna ją teraz odwiedzić.
    Pół godziny później stała już pod domem Phoebe, jednak nikt nie otwierał. Pociągnęła za klamkę i  zdziwiona zdała sobie sprawę z tego, że drzwi są otwarte. Weszła na przedpokój, jednak nikogo tam nie zastała. Na przywitanie wyszedł jej tylko stary kot państwa Dearmen, Lou.
Weszła pod schodach na górę. Czuła się jak włamywacz, który podczas nieobecności domowników próbuje znaleźć, bądź ukraść coś bardzo cennego.
Drzwi do pokoju Phoebe były otwarte na oścież. Daphne włożyła głowę do pokoju, robiąc przy tym głupią minę, która zawsze śmieszyła Phoebe. Jednak w pokoju nikogo nie było.
Zdezorientowana zaczęła rozglądać się pod domu, z nadzieją, że pomyliła mieszkania.
    Wtem ni stąd ni zowąd przed nią wyrosła pani Dearmen.
Rozwścieczona żuciała Daphne gniewne spojrzenie. Daphne poczuła skurcz żołądka.
- Wynoś się stąd. - krzyknęła.
- Słucham?
- Nie będę powtarzała więcej. Wynoś się! - krzyknęła jeszcze bardziej zdenerwowana.
Daphne jeszcze kilka sekund spoglądała na panią Dearmen z wielkimi oczami. Po czym zbiegła po schodach potykając się kilkanaście razy.
Wybiegła przed dom dysząc jak jej dziadek po porannej dawce joggingu. Poczuła na sobie czyjś wzrok.
Odwróciła się, próbując nie stracić równowagi. Pani Dearmen spoglądała na nią przez okno. Daphne zrobiła dziwną minę i zadzwoniła do przyjaciółek.
     Rea jako pierwsza zjawiła się na spotkaniu zwołanym przez Daphne pod szkołą. Kolejna przyszła Axa, a na końcu Daphne. Daphne podeszła do przyjaciółek cały czas zszokowana wydarzeniami, które miały miejsce w domu pańtwa Dearmen.
Zaczęła opowiadać przyjaciółką dlaczego kazała im tu przyjechać. Wszystkie słuchały w zamyśleniu.
Milczały.
Axa wsadziła sobie do ust kosmyk włosów. Rea rysowała butem koła na piasku, a Daphne zawzięcie gestykulowała rękoma.
- Daphne... - przerwała jej Rea. - Może, źle zrozumiałaś panią Dearmen?
- No właśnie. - wtrąciła się Axa. - Pani Dearmen jest z reguły miłą osobą.
- Co z tego?! - krzyknęła Daphne. - Ona mnie tam o mało nie zabiła! Dziewczyny, po czyjej wy jesteście stronie?
Zamilkły. Daphne spoglądała to na jedną, to na drugą nie mogąc złapać oddechu.
- To jednak nie jest nasz najgoszy problem... - kontynuowała. - Przecież Phoebe... nie ma jej. Z n o w u  - przełknęła ślinę.
Tak... Phoebe nie było. Znowu. A co by było gdyby ktoś zrobił jej krzywdę? Ktoś, komu ufała najbardziej na świecie. Komu powierzała każdy swój sekret. Ktoś kogo dobrze znała. No cóż... Widocznie nie znała go na tyle dobrze...
                                                  

                                                                      ***

Phoebe patrzyła na wysokiego mężczyznę z lekkim zarostem na twarzy. Miał wysokie kości policzkowe i zielone oczy, a jego ciemne loki opadały swobodnie na twarz. Patrzyła na kogoś, kto pięc lat temu zginął w pożarze razem z jej ojcem. Patrzyła na kogoś, kogo grób odwiedzała w każdy weekend.
Mężczyzna siedział na starym fotelu obitym dziwnym, brązowym materiałem. Patrzył na Phoebe tak, jak patrzy się na zdjęcia zaginionych dzieci, pokazywane pod koniec wiadomości.
Ze współczuciem, ale... sztucznym.
- Cześć - Powiedział jak gdyby nigdy nic. Phoebe milczała. Nie mogła wydobyć z siebie
ani jednego słowa. - Tak, tak... Wiem. "Hej, Christian, przecież ty nie żyjesz". A widzisz. Jednak pozory czasem mylą. Nie? - uśmiechnął się diabolicznie.
Phoebe obejrzała się za siebie. Była przykuta do łóżka metalowym łańcuchem. Odruchowo szarpnęła go, próbując zwrócić na siebie uwagę Chri... trupa. W Phoebe zbierał się gniew. Ona co noc wylewała z siebie litry łez, a on siedział tu teraz jak gby nigdy nic.
- To na czyim ja byłam pogrzebie?! - krzyknęła. - Jakim cudem ty przeżyłeś ten pożar?
Dziewiętnastego lipca, gdy Phoebe miała trzynaście lat, jej bart Christian pomagał ojcu naprawić stare auto.
I stało się... K t o ś podpalił garaż, w którym pracowali, a ponieważ policja nie znalazła żadnych śladów podpalacza, nigdy nie wyjaśniono kto i dlaczego podpalił garaż.
Christian umarł na miejscu, a pan Dearmen w szpitalu.
Jednak chyba historia Christiana potoczyła się troszeczkę inaczej...
- Phoe, spokojnie. Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? - kiwał głową. - Oni cię nie skrzywdzą.
- Jacy o n i ? - powiedziała zdezorientowana.
- Dowiesz się w swoim czasie. - wziął do ręki zielony kubek z kawą. - A teraz, musimy uciekać. Oni wkrótce nas znajdą. - Christian odpiął łańcuchy od łóżka i objął Phoebe w talii próbując wziąć ją na ręce.
- Puść mnie kretynie! - wrzeszczała Phoebe. - Ty jesteś nienormalny!
- Może. - powiedział i pewnym krokiem kroczył w stronę drzwi mocno trzymając Phoebe na rękach.

_______________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał.
Długo musiałam walczyć o kilka komentarzy jak i obserwatorów.
To trochę smutne, że pomimo mojej pracy wkładanej w każdy rozdział, muszę Was błagać o komnetarze.
Dziwnie się czuję robiąc tak. Do następnego rozdziału!

                                   CZYTASZ? SKOMENTUJ I WYRAŹ SWĄ OPINIĘ! <3


7 komentarzy:

  1. Fajny rozdział!:) Ja tam chętnie sobie poczytam i sie nie przejmuj innymi! ♥

    Obserwuję i liczę na to samo ♥
    cytruskowa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe opowiadanie. :)
    Obserwuję i czekam na kolejny rozdział. :P

    OdpowiedzUsuń
  3. aaaa *.* zajebiste :D Czemu nie dodajesz kolejnego rozdziału???:( Ogarnij się i pisz bo mnie bardzo zaciekawiło ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. PISZ DALEJ NAPRAWDĘ JESTEM CIEKAWA CO DALEJ AWWW *.*

    OdpowiedzUsuń